lis 05 2016

1. Bredzę


Komentarze: 0

 Był letni ciepły wieczór, dwóch piętnastoletnich chłopców siedziało na ławce w mugolskim parku. Popijali tanie wino, żartowali sobie z Gryfonów i palili mugolskie papierosy. Obiektem ich żartów stał się również Albus Potter, szesnastoletni Ślizgon, który podstępem dostał się do tego domu. Tak przynajmniej uważali ci dwaj chłopcy. Nie rozumieli jakim cudem taka cipa - tak go określali – trafiła do  zacnego grona Ślizgonów. Był 20 sierpnia i zostało już tylko kilka dni dzielących ich do powrotu do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. To miał być ich piąty rok wyjątkowo ważny z powodu czekających ich Sumów- Standardowych Umiejętności Magicznych.

Letni wietrzyk muskał twarz Scorpiusa Malfoya i jego najlepszego i zarazem jedynego przyjaciela Jacka Zabiniego.  Znali się od najmłodszych lat gdyż ich rodzice byli bliskimi znajomymi, może nawet przyjaciółmi. Ci dwaj chłopcy znali swoje wszystkie sekrety, wady i zalety. Byli wredni i niektórzy nawet mówili, że bezduszni, znęcali się nad słabszymi psychicznie uczniami i mieli z tego radochę. Żałowali w tej chwili, że przez okres wakacji nie mogli używać czarów ponieważ chętnie zabawili by się kosztem przechodzących mugoli – istot poza magicznych. Scorpius gardził nimi tak samo jak szlamami, natomiast Zabiniemu nie przeszkadzali oni w niczym, uważał to nawet za zabawne, że muszą oni żyć bez magii i podziwiał jak sobie bez niej znakomicie radzą. Marzył nawet by kiedyś kupić sobie telefon komórkowy- taką małą zabawną rzecz dzięki której można się porozumiewać na odległość z innymi. Kiedy wyznał swojemu przyjacielowi, że chciałby mieć komórkę myślał, że Malfoy udusi się ze śmiechu. Wolałby więc nie wspominać przy nim, że kręci z mugolską dziewczyną, że coraz bardziej mu się ona podoba i chciałby by łączyło ich coś głębszego niż dotychczas. Musiał uszczelniać swój umysł by prawda nie wyszła na jaw. Nie chciał tracić najlepszego kumpla przez jakąś dziewczynę, piękną co prawda i niejedna mogłaby jej pozazdrościć długich zgrabnych nóg i dużego biustu oraz nieskazitelnej twarzy.  Obiecał jej, że będą do siebie pisać listy podczas jego nieobecności z powodu wyjazdu do szkoły.

Scorpius rzucił pustą butelką po winie w przechodzącego niedaleko starszego mężczyznę, na szczęście chybił, choć nie uważał tego za szczęście lecz za wyjątkowego pecha. Jack zaśmiał się pod nosem i otworzył kolejną butelkę wina. Zaczynało się robić ciemno, Malfoy spojrzał na zegarek dochodziła 21:30 kiedy usłyszeli szloch jakiejś niezidentyfikowanej osoby. Z daleka zamajaczyła sylwetka dziewczyny co poznali po spódniczce. Biegła potykając się niczym jakaś niezdara. Przypatrywali się jej w milczeniu, a ona coraz bardziej się do nich zbliżała. Gdy była już wystarczająco blisko Scorpius poznał w niej żałosną Rose Weasley. Jej twarz była mokra od łez, rude kręcone włosy okalały jej twarz a w tej krótkiej spódniczce wyglądała dość ponętnie… Eee… stop, stop stop. Rose Weasley nigdy nie wyglądała ponętnie… no może czasem jej kręcone spiralne loki dodawały jej uroku… nie, nie,  nie Scorpius opamiętaj się – pomyślał blond chłopak i zaczął się śmiać z własnych naiwnych spostrzeżeń. Za dużo wina- przemknęło mu przez myśl

-Hej ruda wiewiórko czego beczysz!?- zawołał do niej a ona jak gdyby nigdy nic usiadła na chodniku naprzeciwko ławki, którą zajmowali dwaj chłopcy i zakwiliła cicho

-Nie no istna bezczelność ! Kto by pomyślał, że pół szlamowata ośmieli usiąść na ziemi, po której stąpa Malfoy wraz z przyjacielem Zabinim. – zakpił Scorpius

-Ty nie masz przyjaciół – wyszlochała ruda

-Pfff… i tu się mylisz złotko. Mam ich więcej niż ty. Więc.. czego beczysz?

-Zerwał ze mną – wyszlochała coraz żałośniej płacząc – Mark mnie zostawił dla jakiejś pustej, wytapetowanej tlenionej blondyny – zawyła żałośnie i jej spojrzenie zatrzymało się na butelce wina- Macie tego więcej? Chętnie bym się upiła- zapytała z nadzieją widoczną w oczach i mimice twarzy

-Nie dla ciebie kotku – odparł Scorpius i nie wiedzieć czemu ucieszyła go nowina, że dziewczyna jest wolna. Miał wiele kobiet, przeważnie tych ładnych i zastanowił się chwile nad tym czy nie dołączyć do kolekcji Weasley, ale szybko odepchnął od siebie tę myśl. Nie potrzebował rudzielców w swoim towarzystwie.

-Coś się znajdzie – odparł Jack, Malfoy zgromił go wzrokiem- No co? Nie mam zbyt wielu okazji by zobaczyć pijaną Gryfonke – usprawiedliwił się szybko

-Macie tylko wino? Nic mocniejszego? – zapytała zdziwiona dziewczyna

-No proszę ktoś tu chce być dziś niegrzeczny. Nie tym razem maleńka . Dzisiaj na spokojnie bez szaleństw

-Maleńka? Od kiedy ty taki miły Malfoy ? I nie jestem znowu taka maleńka- prawda była taka, że była ona niższa o głowę od Ślizgonów. Chwyciła za butelkę i pociągnęła porządnego łyka. Przestawała stopniowo płakać. Czując w ustach słodki smak wina uśmiechnęła się do swoich myśli, a myślała właśnie że Jack Zabini wygląda całkiem dobrze w tej zielonej koszuli, pasowała mu do jego błękitnych niczym bezchmurne niebo oczu. Malfoy wychwycił tę myśl z jej umysłu i skrzywił się mimowolnie. Już wolałby nigdy nie usłyszeć tekstów o błękicie oczu kumpla. Siedzieli w milczeniu, nikt się nie odzywał, nikt już nie wyśmiewał się z Potterów, siedzieli w trójkę – Ślizgoni i Gryfonaka – popijając wino i wpatrując się w siebie w milczeniu.

-Co oblewamy? – spytała po półgodzinnej ciszy Rose

-Twoją wolność – odparł Scorpius i uśmiechnął się kpiąco

-Więc za wolność – podsumował Zabini podnosząc w geście toastu butelkę i wypijając spory haust wina.

-Chyba jestem pijana, który z was panowie odprowadzi mnie do domu tak żebym nie skończyła gdzieś w krzakach?

-Kopciuszek już się zbiera, no proszę. Nie ma jeszcze północy Weasley – powiedział blondyn o szarych tęczówkach nadal uśmiechając się kpiąco

-Nie możesz się ze mną rozstać co Malfoy? Po prostu zmarzłam na tym chodniku, wolałabym już siedzieć  na twoich kolanach niż jeszcze pięć minut na ziemi.

-Więc siadaj na kolanka – zaśmiał się Scorpius Boże już nigdy więcej nie rusze wina! Bredze…

Zabini parsknął śmiechem, natomiast Rose zrobiła zdziwioną minę i nie ruszyła się ani o milimetr wpatrując się dłuższą chwile szeroko otwartymi oczami w postać Malfoya.

-No? Na co czekasz? – spytał blondyn- zaraz minie pięć minut a ty nadal siedzisz na chodniku – dodał patrząc teatralnie na tarcze swojego zegarka. Dziewczyna wstała niepewnie z ziemi i patrząc pytającym wzrokiem, jakby pytając o przyzwolenie, nie będąc pewną czy to aby nie kolejny głupi żart Ślizgona usiadła mu na kolana

-O zgrozo, Malfoy czy ty coś piłeś zanim się spotkaliśmy? – wypalił Jack

-Ani ciut, ciut – Scorpius objął delikatnie Gryfonke w tali i wtulił twarz w jej pachnące szamponem włosy – zaraz będzie ci cieplej Weasley, o ile nie gorąco. Wiesz mam w sobie to coś co rozgrzewa dziewczyny, nawet takie jak ty. – Dziewczyna wybuchła niepochamowanym śmiechem

-Kto jak kto, ale ty na pewno nigdy, przenigdy mnie nie rozgrzejesz Malfoy

-Mam to potraktować jak wyzwanie? – spytał chłopak unosząc jedną brew. I rzeczywiście potraktował to jako wyzwanie choć wiedział, że w jeden wieczór nic z tego nie będzie, jednak cały rok i jeszcze jeden i kolejny czeka ich w Hogwarcie.

-Lepiej nie bo możesz się rozczarować złotko

-Fuuu złotko?? Maleńka? Co się z wami dzieje? Tracicie pazurki – zaprotestował Zabini krzywiąc się na dźwięk tych czułych słówek-czułych jak na nich

Boże jak ona pięknie pachnie musze sobie kupić taki sam szampon, przemknęło przez myśl Malfoyowi

-Wino się skończyło. Chyba trzeba się wybrać do sklepu – zauważyła Rose

-Co nie wygodnie ci u mnie na kolanach? –zmartwił się Scorpius. Tak, naprawdę się zmartwił

-Nic z tych rzeczy. Po prostu miałam nadzieję się dziś upić w tym jakże zacnym gronie nieprzyjaciół.

Kiedy szli przez park w stronę sklepu monopolowego by zaopatrzyć się w dostateczne ilości alkoholu, już nie tylko wina Scorpius Malfoy zastanawiał się czy złapać Rose Weasley za rękę. Oznaczało to tylko tyle, że chłopak był już pijany i nie myślał trzeźwo. Nie wiedział skąd wzięła się u niego taka potrzeba i kiedy już chciał chwycić jej dłoń dziewczyna podniosła ją by poprawić włosy. Scorpius się speszył, tak Scorpius  Malfoy ten cyniczny, zapatrzony w siebie dupek speszył się przez nikogo innego jak Rose Weasley pół szlamowatą, do tego rudą Gryfonke. Co w tym wszystkim najdziwniejsze chłopak szedł obok niej i podziwiał jej kolor włosów w świetle latarni. Prawda była taka, że podobała mu się w tym kolorze włosów chociaż nigdy na głos by się do tego nie przyznał. Zabini zauważył ten gest, w którym Scorpius chciał chwycić dłoń dziewczyny jednak nie skomentował tego tak samo jak nie chciałby żeby Malfoy komentował jego zainteresowanie mugolską dziewczyną.

Wieczór minął bardzo szybko, trójka pijanych nastolatków przesiadywała w mugolskim parku pijąc alkohol i nikt na to nie zareagował. Rose bardzo poprawił się humor może za sprawą alkoholu, może za sprawą towarzystwa. Zapomniała już o przykrym zerwaniu ze swoim chłopakiem Markiem jednak Scorpius bardzo szybko postanowił jej o tym przypomnieć. Mina dziewczyny od razu zrzedła.

-Ile czasu chodziłaś z tym całym Markiem? Co to w ogóle za jeden? – zapytał chłopak

-Mark jest w siódmej klasie, też jest z Gryfindoru , byliśmy razem pół roku, z resztą nie chce mi się o nim gadać. To już zamknięty rozdział. Czas znaleźć lepszego chłopaka – uśmiechnęła się smutno i spuściła głowę w dół

-Rozumiem, trzeba będzie spuścić mu niezły łomot – zauważył Zabini – Myślicie, że to prawda, że ten cały Potter jest gejem? Coraz więcej plotek na ten temat słyszałem.

Malfoy wybuchł śmiechem a Rose odwróciła wzrok i nic nie powiedziała. Doskonale znała sekret swojego kuzyna ale nie miała zamiaru potwierdzać panujących w całej szkole plotek na jego temat.

Kiedy wypili wszystko co mieli zaczęli pomału zbierać się do domu. Malfoy o dziwo zaoferował, że odprowadzi Rose do domu. Zabini stwierdził, że jest tak pijany, że musi natychmiast iść spać więc rozeszli się w przeciwne strony.

-Ciebie kto odprowadzi do domu? – zapytała Rose uśmiechając się do Ślizgona całkiem jak do dobrego kolegi choć takimi z pewnością nigdy nie byli i to nie miało się zmienić. Był to dla nich tylko jeden wieczór kiedy byli dla siebie mili i nie mieli zamiaru tego powtarzać.

-Sam się odprowadzę – powiedział przystając przed brama do domu Wesley i nie wiedzieć czemu, ani co nim kierowalo złożył na ustach dziewczyny delikatny pocałunek, odwrócił się na pięcie i już go nie było.

Nie dość, że bredze to jeszcze T O . Zwariowałem…

mmdd95   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz