Archiwum listopad 2016


lis 27 2016 11. Skrzydło szpitalne
Komentarze (0)

 No i się doigrał. Co on sobie w ogóle myśli? Na głowę chyba upadł.

-Dosyć tego Malfoy!- wydarłam się na niego i wszystkie głowy w Wielkiej Sali zwróciły się w naszą stronę. Przyglądali się to mi to Malfoyowi na przemian. Malfoy trzymał w ręce kwiaty i właśnie oświadczył, że chciał wręczyć je właśnie mi. Jakby tego było mało przyglądała się tej scenie prawie cała szkoła łącznie z gronem pedagogicznym

-To jeszcze nie wszystko – oświadczył uśmiechnięty blondyn, zerknęłam na jego rękę schowaną za plecami i uniosłam teatralnie jedną brew

-Coś ty jeszcze wymyślił?! – spytałam z lekka już zirytowana jego zachowaniem, a on jak gdyby nigdy nic podarował mi czekoladki. Czekoladki! Wyobrażacie to sobie?!

-Czekoladki!? Czyś ty zdurniał?! Czekoladki! Nie no ja nie wierze po prostu! Zastrzelcie mnie błagam! Malfoy kupił MI czekoladki! – byłam zdruzgotana, zrozpaczona i załamana. Jak można być tak tępym jak on!

-Nie lubisz czekoladek? – spytał Ślizgon i wszyscy w pobliżu parsknęli śmiechem, wszyscy oprócz mnie rzecz jasna

-Co się z tobą dzieje?! Uderzyłeś się w głowę?! Na pewno się uderzyłeś! Koniec! Idziemy do skrzydła szpitalnego i kropka!

-Ale ja się dobrze czuje, chciałem tylko być miły- powiedział i spuścił głowę na dół, cała Sala płakała ze śmiechu a dyrektorka szkoły aż wstała żeby lepiej widzieć. Byłam zażenowana

-Bez dyskusji! Idziemy!- krzyknęłam, złapałam go za rękaw i dosłownie wyciągnęłam go z Wielkiej Sali

-Kiedy ja głodny jestem- protestował chłopak

-Później się najesz jak już będziesz zdrowy! Bo na głowę ci padło Malfoy! Jeszcze będziesz mi za to dziękował

Wpadłam do skrzydła szpitalnego jak burza, robiąc przy tym sporo hałasu i ciągnąc za sobą blondyna, pani Pomfry była bardzo zdziwiona na nasz widok

-Co się stało? –zapytała od razu

-Chyba uderzył się w głowę, bo mu na mózg padło

-Uderzyłeś się?- zapytała chłopaka

-Nie- warknął wywracając oczami

-O co chodzi?-zapytała mnie

-Najpierw mówi mi, że śnie mu się co noc, później, że ciągle o mnie myśli i chce ze mną chodzić, a dzisiaj to przebił sam siebie! Kwiaty mi kupił wyobraża sobie pani? I czekoladki!

-Co to ma wspólnego z jego zdrowiem?

-Nazywam się Weasley- powiedziałam jakby to miało wszystko wyjaśnić i o dziwo nie zawiodłam się

-A to pan Malfoy nie mylę się? – zapytała

-Właśnie tak. Teraz pani rozumie w czym problem?

-Doskonale. Musze go dokładnie przebadać we wszystkich kierunkach, ale nie wykluczam też, że panu Malfoyowi się po prostu odmieniło co jest mało prawdopodobne, tak się składa, że znałam waszych rodziców i to dość dobrze. Do tej pory pamiętam jakie wojny toczyli, a i o was tez sporo słyszałam. Proszę się nie martwić do jutra powinnam go wypuścić jeśli nic nie wykryje. Podejrzewam, że to jakiś silny eliksir miłości

-Dziękuję, do widzenia- powiedziałam z ulgą, zabrałam moje kwiatki i czekoladki po czym wyszłam. Pognałam prosto do Wielkiej Sali z nadzieją, że przed lekcjami zdążę coś zjeść  zahaczając w po drodze o wieże Gryfindoru by włożyć kwiaty do wazonu i zostawić czekoladki w moim dormitorium. Nie mogłam wyjść z szoku. Co ten Malfoy sobie uroił, chyba nie myśli, że jak będzie mnie bombardował kwiatami to zostanę jego dziewczyną. Nigdy w życiu! Amen. Wbiegłam do Wielkiej Sali i pośpiesznie zajęłam miejsce naprzeciwko Albusa i Zabiniego. Wszyscy się na mnie gapili jakby nigdy na oczy dziewczyny nie widzieli

-I co z nim zrobiłaś? – zapytał Jack

-Zaprowadziłam do skrzydła szpitalnego to chyba jasne

-I?

-Co i?- spytałam nakładając sobie jedzenie na talerz

-Co z nim?  - zapytał tym razem Al.

-Zostanie do jutra jeśli nic mu nie będzie chyba, że będzie trzeba podjąć leczenie w co nie wątpię

-Tak po prostu go przyjęła- Zabini był zdziwiony

-Powiedziałam jak się nazywam i jak on się nazywa i wyjaśniłam co dziś zaszło nie miała więcej pytań- zaśmiałam się

-Racja wasze nazwiska mówią w tej szkole same za siebie – śmiał się Albus – A gdzie kwiatki?

-We wieży

-Jednak przyjęłaś? Serio? I co może jeszcze mi powiesz, że z nim chodzisz? – Albus był oburzony

-Nie przesadzaj Al, przecież to by było cudownie – powiedział rozmarzony Mike siedzący koło mnie, cieszyłam się z jego towarzystwa nie byłam przynajmniej sama przy stole wroga

-Rodzice by mnie zabili, wydziedziczyli ,zabrali ze szkoły i Bóg jeden wie co jeszcze by mi zgotowali – wyjaśniłam

-Od kiedy ty się tak przejmujesz rodzicami co? – zapytał Albus

-Od kiedy nasza dyrektorka szkoły znalazła mnie w dormitorium Malfoya o godzinie 7:30 rano. Też byś się przejął na moim miejscu – prychnęłam pod nosem i zaczęłam konsumować posiłek, nie dane mi było go dokończyć gdyż musieliśmy udać się na lekcje. W drodze do klasy dręczył mnie Zabini, cały czas nawijał o Malfoyu i twierdził, że może i mu odbiło, ale z nim rozmawiał i ponoć mu na mnie zależy. No większej głupoty w życiu nie słyszałam, prosił mnie żebym poszła z nim po lekcjach do skrzydła szpitalnego go odwiedzić. O dziwo zgodziłam się. Zżerała mnie ciekawość co z nim i czy ma już postawioną jakąś diagnozę. James cały dzień mi dokuczał, nawet pozbierał gdzieś na błoniach kwiatki i udawał Malfoya, łaził za każdą dziewczyną w zasięgu jego wzroku i każdej dawał po jednym kwiatku mówiąc, że to na cześć Malfoya i że dzisiejszy dzień ogłasza dniem wręczania kwiatów i że w późniejszych latach będzie to już tradycją. Ręce po prostu mi opadały. Po lekcjach poszliśmy razem z Jackiem, Mikem, Albusem i Lily, która przypałętała się nie wiadomo kiedy, do skrzydła szpitalnego odwiedzić naszego chorego Scorpiusa. Nie zostaliśmy jednak wpuszczeni do środka i z zawiedzionymi minami poszliśmy na błonia rozkoszować się ostatnimi promieniami słońca. Zabini z braku lepszych perspektyw na dzisiejszy dzień poszedł z nami. Dziwne , ale całkiem dobrze się z nim dogadywaliśmy.

-Kiedy już zostaniesz panią Malfoy zostaniemy przyjaciółmi zobaczysz- wypalił w pewnej chwili a ja zrobiłam minę w stylu czy-zaprowadzić-cię-do-skrzydła-szpitalnego? Widząc to zamilkł, siedzieliśmy pod drzewem na trawie chociaż grono pedagogiczne postawiło ławki pod każdym drzewem, jednak nikt z nich nie korzystał, wszyscy byli już przyzwyczajeni do siedzenia na trawie, tylko pierwszoroczni siadali na ławkach i patrzyli na nas jak na umysłowo chorych. Nic sobie oczywiście z tego nie robiliśmy, od lat przesiadywałam tu na ziemi i nie miałam zamiaru nic zmieniać. Najwyżej się trochę pobrudzę albo przeziębię.

-I urodzisz śliczne Malfoyątka, nie zapominaj – powiedział  Mike i zdzieliłam go książką w głowę

-Nie ma mowy! – krzyknęłam i strzeliłam pięciominutowego focha - Ciekawe czemu nie chciała nas do niego wpuścić. Myślicie, że aż tak z nim źle?

-Czyżbyś się martwiła – zapytał Al i zrobił unik przed moją książką

-Pewnie go bada – powiedział Jack

-Pewnie tak- powiedziałam i położyłam się na trawie, a w moje ślady poszła cała reszta. Mike położył głowę na kolanach Ala, coraz mniej się ukrywali. Lily zrobiła zdziwioną minę, ale nic nie powiedziała, podejrzewałam, że na pewno coś podejrzewa. Właściwie to cała szkoła już od dawna coś podejrzewała. Reszta dnia minęła mi bardzo szybko na odrabianiu zadań domowych, których mieliśmy coraz więcej. Do SUMÓW jeszcze dużo czasu, a nauczyciele już wariowali. Cały dzień po głowie chodził mi Malfoy, postanowiłam, że jutro sama spróbuje go odwiedzić, może jak pani Pomfry zobaczy jedną osobę to mnie wpuści tylko będę musiała reszcie się jakoś wymknąć, żeby nie dowiedzieli się gdzie idę bo na pewno będą chcieli iść ze mną . Kiedy leżałam już wykąpana z mokrymi włosami w łóżku i czytałam jeden z podręczników do okna zastukała sowa. Wpuściłam ją pośpiesznie do środka i odwinęłam zwitek pergaminu od jej nóżki

Droga Rose

Nic mi nie jest, jutro wychodzę. Nie rozmawiam z tobą. Słyszałem, że dziś przyszłaś, nie potrzebnie.

Scorp

 

 

Drogi Scorpiusie

Nie rób sobie nadziei, byłam po prostu ciekawa. Nie musisz ze mną rozmawiać, nie zależy mi na tym

Rose

 

 

Droga Weasley

Świetnie

Scorp

 

 

Drogi Malfoyu

Bardzo świetnie

Rose

mmdd95   
lis 24 2016 10. List
Komentarze (0)

 -To ty – powiedział Ślizgon a ja z wrażenia otworzyłam szeroko buzię, musiałam wyglądać komicznie i nagle dotarł do mnie sens tych słów.

-I twierdzisz że to koszmary ?! – krzyknęłam na niego zwracając tym uwagę wszystkich uczniów znajdujących się w pobliżu 

-To nie tak, Zabiniemu tak tylko gadałem bo mi głupio przed nim było. Dręczy mnie ten sen co noc, ciągle o tobie myślę, nie mogę przestać! Nie miej do mnie pretensji, dopiero co przestałaś się gniewać

-Hmm… i co z tym zrobimy? – zapytałam tym razem już łagodniej

-Nie mam pojęcia, jeśli się w tobie zakochałem… no dobra zauroczyłem czy coś w tym stylu, może po prostu mi się podobasz choć to trochę dziwne to może powinniśmy… no wiesz… zacząć być ze sobą?

-W twoich snach Malfoy! Boże tylko tego brakowało, świat schodzi na psy, Malfoy proponuje mi chodzenie ze sobą, chyba zapisze to sobie w kalendarzu- byłam w totalnym szoku. Malfoy i ja… nie to nigdy nie wyjdzie, skończyło by się tak, że znienawidzilibyśmy się jeszcze bardziej.

-Świetnie, zapomnij o tym – warknął na mnie blondyn a w jego stalowych oczach dostrzegłam rozczarowanie? Nie możliwe

-Hahaha, dałam ci kosza, czy to cię już wcześniej spotkało? – zapytałam i miałam z niego niezły ubaw. Czy to mi się śni?

-Nie Weasley, jesteś pierwsza, idź i wszystkim powiedz – warknął wstając i odszedł a ja zostałam sama pod tym przeklętym drzewem i wpatrywałam się w jego plecy. Nie miałam jakoś ochoty tego wszystkim rozgłaszać, wszyscy nie muszą wiedzieć, że tak nisko upadłam, że aż Malfoy poprosił mnie o chodzenie. Poza tym nie wierzyłam w jego szczere intencje, na pewno coś kombinował. Jak tu bardziej zranić Rose. Tylko tego brakowało żebym ja też się nim zauroczyła, rodzice by mnie zabili gdyby się dowiedzieli. Pochwale się chyba jednak mamie, że mu odmówiłam, może złość na mnie by im chociaż trochę przeszła. Świetny pomysł, wstałam uśmiechnięta i rozbawiona całą sytuacją i postanowiłam skierować się prosto do sowiarni, żeby wysłać sowę do rodziców. Niech wiedzą jaką mają inteligentną córkę, która nie zaprząta sobie głowy chłopcami typu Malfoy. Miałam jednak dziwne wyrzuty sumienia, że może potraktowałam Ślizgona trochę za ostro, nie chciałam ranić jego uczuć. Zaraz co ja gadam? Przecież on nie ma uczuć. W ogóle chyba żaden Ślizgoński dupek nie ma uczuć, bawią się tylko dziewczynami jak lalkami Barbie i nic sobie nie robią z łez wylewanych przez te nieszczęsne, naiwne dziewczyny.

W sowiarni spotkałam Lily, moją kuzynkę. Właśnie przywiązywała list do nóżki swojej sowy.

-Hej młoda – ucieszyłam się na jej widok, już dawno nie miałyśmy okazji żeby pogadać. Zwłaszcza teraz kiedy siedzę przy posiłkach przy stole Ślizgonów.

-Hej Rosie- uśmiechnęła się do mnie- co tu robisz?

-Muszę wysłać  koniecznie jak najszybciej sowę do rodziców

-Stało się coś? –zapytała Lily

-A żebyś wiedziała. Nie uwierzysz jak ci powiem. Tylko nikomu ani słowa. Obiecujesz?

-Uroczyście przysięgam- powiedziała chichocząc

-Malfoy chce ze mną być?

-Jak to Malfoy? Że co on z tobą chce? Nie za bardzo rozumiem

-Przed chwilą z nim rozmawiałam, powiedział, że cały czas o mnie myśli i powinniśmy być razem

-Nie żartuj! Ten Malfoy? Scorpius Malfoy chce z tobą chodzić? Nie wierze. Wszystkie dziewczyny w całej szkole będą ci zazdrościć! Dlaczego chcesz powiedzieć o tym rodzicom? Oszalałaś?

-Przecież mu odmówiłam wariatko. Ja i Malfoy? To ty oszalałaś- wytknęłam jej język

-Ale numer, ja cię nie mogę. Dałaś mu kosza?

-Dokładnie

-Przybij piątke- zawołała radośnie podnosząc rękę, przybiłam jej piątkę i szeroko się uśmiechnęłam

-Jak powiem rodzicom co się stało to może trochę mi odpuszczą- powiedziałam do kuzynki

-Albo się kompletnie załamią, że za ich córką ugania się Malfoy. Chciałabym zobaczyć minę wujka albo mojego taty kiedy się o tym dowie. Niezły ubaw by był, szkoda że to przegapimy

Droga Mamo i drogi Tato

Muszę wam uprzejmie o czymś donieść. Otóż dziś Scorpius Malfoy poprosił mnie o chodzenie twierdząc, że śnie mu się każdej nocy i nie może przestać o mnie myśleć. Z radością chce was poinformować, że otrzymał ode mnie przysłowiowego kosza i nie musicie sobie więcej zaprzątać głowy jego osobą. Mam nadzieje, że jesteście zadowoleni z mojej decyzji.

Rose

-Jak nic się załamią – powiedziała Lily

-Daj spokój powinni się cieszyć. Tylko pamiętaj nikomu ani słowa

-Nawet Jamesowi nie mogę powiedzieć? – zapytała smutno

-Nie ma mowy! Ogłosiłby to wszem i wobec. To będzie nasza tajemnica

-On ci się naprawdę nie podoba? Przecież jest przystojny i myślałam, że się ostatnio dogadujecie, w końcu u niego spałaś

-No wiesz… może jest trochę przystojny i całowaliśmy się parę razy, ale nie dogadujemy się do tego stopnia żeby ze sobą być.

-Całowałaś się z nim? –pisnęła Lily- nie wierze naprawdę TY się z NIM całowałaś?

-Co w tym takiego dziwnego? – zapytałam urażona

-Przecież go nienawidziłaś, jak to się stało?

-Samo tak wyszło i dla jasności nadal go nienawidzę – przywiązałam list do nóżki mojej sowy- leć do rodziców – powiedziałam do niej i pogłaskałam ją po łepku

- Chodźmy do naszej wieży – powiedziałam do Lily patrząc jak moja sowa oddala się i zmienia w małą kropkę na niebie. – Mam jeszcze wypracowanie do napisania – dodałam i razem z Lily przemierzałyśmy korytarze prowadzące do wieży Gryfindoru. Cała nasza rodzina z wyjątkiem Albusa była w Gryfindorze. Nawet mój nieznośny brat Hugo jakimś cudem się tu dostał choć sądziłam, że zostanie Puchonem, taka z niego ofiara losu. Lily była bardzo podobna do swojej matki Ginny, pełna optymizmu i energii, zawsze wesoła, nigdy nie płakała tak samo jak Ginny, zawsze twarda i rzucała klątwami na lewo i prawo zazwyczaj w Ślizgonów chociaż jednym z nich był jej rodzony brat Albus. Lily nie miała pojęcia o orientacji swojego brata, nie raz mu powtarzałam, że spokojnie może jej się do tego przyznać, na pewno trzymałaby język za zębami i nikomu nie powiedziała i z pewnością zaakceptowała by to,że jej brat zamiast dziewczyny ma chłopka. Z resztą Lily bardzo lubiła Mika. Według mnie można była jej zaufać, jednak Al zamiast siostrze się zwierzać, zwierzał się mi. James z pewnością by nie zrozumiał brata, był bardzo mało tolerancyjny i samo to, że Al. Został Ślizgonem było dla niego ciosem poniżej pasa. Nie zniósłby kolejnej niespodzianki.

~*~

-Debil ze mnie- przyznałem Jackowi siedząc zarem z nim w Pokoju Wspólnym w lochach

-Co odwaliłeś?- zapytał sądząc, że chodzi mi o nasze wypracowanie, zajrzał mi przez ramie i jego oczom ukazał się pusty pergamin, nie napisałem jeszcze ani jednego słowa, cały czas myślałem o Rose

-No rzeczywiście debil z ciebie – powiedział zdziwiony Jack- żeby nic nie napisać?

-Ja nie o tym baranie- powiedziałem zirytowany

-No to o czym?

-Nie uwierzysz co dziś zrobiłem – powiedziałem zrezygnowanym tonem

-Co takiego? – spytał zaciekawiony Jack

-Zaproponowałem Weasley żebyśmy byli razem

-ŻE CO ZROBIŁEŚ?? – zapytał robiąc mega kleksa na swojej pracy

-No to co słyszałeś

-Idziemy do skrzydła szpitalnego, albo nie najpierw idziemy z nią zerwać. No już rusz się

-Nigdzie nie idę, po pierwsze czuję się dobrze, po drugie odmówiła mi, a po trzecie mam esej do napisania

-Odmówiła ci? Hahahah Gryfonka odmówiła Malfoyowi ale jaja hahahaahaha. To chyba twój pierwszy raz stary

-Żebyś wiedział. Ciekawe czy już wszystkim powiedziała

-No twoja reputacja zostanie nadszarpnięta. Zależy ci na niej?

-No chyba tak, chociaż teraz jak mi odmówiła to już trochę mniej

-A powinno bardziej. No bo wiesz jak ci odmówiła to powinieneś się cieszyć, że taka łatwa nie jest. Może kup jej jakieś kwiaty, albo czekoladki, nie wiem, one lecą na takie bajery.

-To nic nie da, gdybyś widział jej minę jak o to zapytałem

-No strasznie żałuje, że to przegapiłem

-Bardzo zabawne

-Ja się wcale nie śmieje, jestem śmiertelnie poważny i naprawdę żałuje, że nie byłem świadkiem jak jakaś lalunia daje ci kosza, to by trzeba było uwiecznić, jakieś zdjęcia porobić, albo filmik nagrać

-Co nagrać?

-No filmik, kamerą, takie mugolskie… z resztą nie ważne. Musisz ją zdobyć

-Nic nie muszę, nie będę za nią przecież płakał, nie to nie łaski bez – prychnąłem pod nosem wywracając oczami. Wiedziałem, że Jack tak łatwo nie odpuści, będzie mnie namawiał i wymyślał coraz głupsze pomysły dopóki się nie zgodzę

mmdd95